Co za czasy – recenzja książki „Pod złą gwiazdą” Ewy Popławskiej




Źródło tła: Obraz pasja1000 z Pixabay

https://pixabay.com/pl/photos/cyanus-chaber-%C5%82%C4%85ka-dzikie-kwiaty-4225311/


„Pod złą gwiazdą” Ewy Popławskiej to książka nietypowa. Z opisu, który znajduje się z tyłu książki można by spodziewać się romansu i wciągającej sagi rodzinnej, czyli tego co najbardziej lubię w książkach. Niestety tego tu nie znalazłam. Nawet się zastanawiałam gdzie ten romans. Bo to, ze Ona na niech spojrzała i wnet się zakochała to nie romans. Trochę ten temat jest naciągany.
Historia Polski interesuje mnie od zawsze. Z nie rozwinęła się moja główna pasja czyli genealogia. Znając trochę realia panujące w ówczesnym świecie zastanawiałam się czy taki romans jest w ogóle możliwy. Dwa stany – szlachecki i mieszczański – nie mające ze sobą nic wspólnego. Szlachta uważająca się za panów wszechświata, nie widząca innych obok siebie, dla której reszta to motłoch. Mieszczaństwo w XVII w. ukazane na przykładzie Łodzi (nie tej Łodzi która kojarzy się nam z XIX wiecznym miastem przemysłowym) to mieszkańcy trochę większych wiosek, skupieni w mieście a trudniący się uprawą roli i handlem. Gdzie tu nić porozumienia? Właśnie tego mi tu zabrakło , sądząc po wcześniejszym opisie.
Ale to co bardzo spodobało się mi w książce Ewy Popławskiej to szczegółowy i barwny opis realiów życia wszystkich stanów, od dworu królewskiego, poprzez szlachtę, mieszczaństwo do biedoty miejskiej. To od razu widać, że autorka dobrze zagłębiła temat.
Akcja rozgrywa się kilka lat po potopie szwedzkim i zarazie, która dodatkowo doprowadziła do tragicznej sytuacji życiowej ludzi, kiedy kraj próbuje odradzać się ze zniszczeń wojennych, ludzie odrabiają straty znowu szykuje się wojna, tym razem domowa. Interesy króla ścierają się z interesami szlachty, która zawiązuje konfederację wojskową, na której czele staje Jerzy Sebastian Lubomirski nazwany w historii Rokoszem Lubomirskiego. Jego żołdacy plądrują kraj i niszczą z trudem odbudowane wcześniejsze zniszczenia i burzą spokój ludzi i to na nich odbija się najbardziej ten spór o wpływy.
Drugi plus dla tej powieści to dokładne pokazanie życia mieszczan, ich zachowań, struktur, wierzeń ludowych, bojaźni bożej i po trosze sytuacji kobiet w ówczesnych czasach. Kobieta  nie mogła mieć swojego zdania, a jeżeli tylko próbowała się buntować przeciw panującym zasadom mogła zostać napiętnowana, a nawet oskarżona o czar – ona bądź jej rodzina. W tej pozycji widzimy do czego może doprowadzić odrzucona miłość a urażona duma do strasznej tragedii.
Bardzo podobała mi się postać dziadka Jerzego Sobótko – „najstarszego łodzianina i rolnika niezrównanego”. To określenie cały czas mnie bawiło. Ze względu na swój wiek dziadek nie bał się wyrażać swojego zdania w sposób dosadny, nie licząc się nawet z księdzem. Jego stosunek do biedoty w osobie małego chłopca – Stacha Grosika -, któremu starał się pomagać, gdy inni nie chcieli, zasługiwał na uznanie. Staszek był odtrącany przez społeczeństwo miasta tylko dlatego, że był nieślubnym dzieckiem. Nikt nie pochylił się nad tym kto może być jego ojcem i przez co przeszła jego biedna matka. Najlepiej było potępić i zgnoić. Żadne dziecko nie powinno tak cierpieć. Az była zła na tych ludzi. Czy byli źli? Raczej nie. Po prostu nie było przykładu z góry a ludzie po wielu przejściach zamknęli się na innych dbając tylko o swoje. Czy nie jest to nadal aktualne?

Czekam na dalszą część tej sagi, bo koniec mnie zaintrygował. Jak na razie to co broni tę powieść to szczegóły opisów historycznych i przesłanie, że człowiek kocha i chce być kochany bez względu na pochodzenie  i pozycję społeczną.
Słowniczek pojęć zamieszczony na końcu to dobre rozwiązanie. Dla mnie w dużej mierze zrozumiały i w trakcie czytania nie musiałam do niego zaglądać. Ale to dlatego, że ja miałam już styczność z podobnymi nazwami przy pisaniu mojej pracy licencjackiej związanej z historią i nazewnictwem miejscowości gminnych powiatu mińskiego.
Książka będzie zawsze aktualna, bo spiski i intrygi były i będą bez względu na czasy i miejsce, w których przyjdzie nam żyć.

Za przeczytanie i możliwość recenzji dziękuję Dorocie Lińskiej-Złoch z Przeczytanek i Wydawnictwu Oficynka.

Komentarze

Prześlij komentarz